12 lis 2017

Jenieckie losy mojego ojca: podążając jego śladami przez Polskę

Susanna Bolten Connaughton

 
Podporucznik Seymour Bolten, 1942.

Kilkadziesiąt lat po śmierci mojego ojca, podporucznika Seymour Boltena, w garażu moich rodziców odkryłam schowany tam szarozielony kufer, który okazał się być skrzynią skarbów.

Wielu czytelników tego bloga wie, o jakie skarby chodzi: listy jenieckie, obozowa prasa, czarno białe zdjęcia jeńców – pozujących na tle budynku obozowego szpitala w mundurach zapiętych na ostatni guzik czy prezentujący się na scenie szubińskiego Małego Teatru przebrani w kostiumy sceniczne genialnie wykonane ze skrawków.

Mój ojciec upakował ów kufer po brzegi, Jak miał w zwyczaju, uporządkował dokumenty w pakiety spięte gumką recepturką lub powkładał je w większe koperty. Ogrom zgromadzonych materiałów mnie przytłoczył, więc zdecydowałam się odłożyć badanie zawartości kufra na spokojniejszą chwilę.

Skarby ukryte w kufrze mojego ojca.

Sposobność taka nadarzyła się dekadę później, w styczniu 2015, kiedy to wraz z przedstawicielami Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie (United States Holocaust Memorial Museum) miałam okazję odwiedzić Polskę. Nigdy wcześniej nie byłam w Polsce i zastanawiałam się czy cokolwiek zostało do zobaczenia na terenie byłego Oflagu 64, o którym słyszałam kilka razy w dzieciństwie.

Odkryłam bardzo bogatą w informację stronę internetową Stowarzyszenia Oflag 64 i napisałam do jej twórcy i administratora Elodie Caldwell. Ona z kolei skierowała mnie do Mariusza Winieckiego, lokalnego pasjonata historii tego obozu. Już w pierwszej linijce zwrotnego emaila odpowiedział, że chętnie oprowadzi mnie po terenie byłego obozu.

Nie miałam pojęcia o podróży, która miała się rozpocząć.

Tego popołudnia, przyciągnęłam kufer do jadalni i ostrożnie rozłożyłam jego zawartość na całej dostępnej powierzchni. Usiadłam, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam czytać zawartość kapsuły czasu, którą mój ojciec zapakował siedemdziesiąt lat temu.

Jak wielu jeńców, mój ojciec rzadko mówił o czasach swojej niewoli. Jeśli już cokolwiek wspominał, robił to nadzwyczaj nonszalancko. Gdy pytałam go na przykład o to, w jaki sposób trafił do niewoli, on odpowiadał: „Cóż, po prostu pojawili się na wzgórzu i machając flagą oznajmili nam, że jesteśmy pojmani)”.

W ciągu dwóch tygodni przygotowań do mojej wizyty w Szubinie, zatopiona w zawartości kufra zaczęłam poznawać jego historię.

Kiedy zaciągał się do Armii Stanów Zjednoczonych, mój ojciec, syn niepiśmiennych rosyjskich imigrantów wyznania Mojżeszowego, był 21-letnim absolwentem uczelni wyższej. Był jednym z pierwszych, którzy trafili do Oflagu 64, i jednym z ostatnich, którzy go opuścili.

 
Podporucznik Seymour Bolten, jeniec numer 1477, listopad 1943.

W czasie niewoli przechowywał wszystkie listy, które otrzymywał, tworzył też małe kopie wszystkich listów, które wysyłał i skrupulatnie odnotowywał informację o każdym otrzymanym liście czy paczce. W małym dzienniku z niebieską okładką spisywał informacje o tym, gdzie i kiedy przebywał – począwszy od walk w Północnej Afryce, przez Oflag 64, aż do Rembertowa i Odessy.

W tym sam dzienniku, doskonalił swój język rosyjski – a było to zajęcie, którego Niemcy zabraniali jeńcom.

Posłuszny rozkazom Starszego Oficera Obozu, Pułkownika Thomasa Drake’a, dbał o zdrowy tryb życia oficera: starał się znaleźć sobie pożyteczne zajęcie, był zawsze schludny i dostojny. Pracował nad dwoma obozowymi gazetami, był członkiem obozowego Komitetu Bezpieczeństwa, śpiewał tenorem w obozowym chórze oraz był obozowym tłumaczem.

Dwa tygodnie pośród zawartości kufra minęły bardzo szybko i pod koniec stycznia 2015 roku stanęłam przed opuszczonym budynkiem dworca kolejowego w Szubinie, gdzie spotkałam Mariusza po raz pierwszy. W miejscu, gdzie jeńcy przybywali do tego miasta, opowiedział mi, jak przebiegała ich trzydniowa podróż z poprzedniego miejsca osadzenia: upakowani w wagonie, z wiadrem zamiast latryny, i z niewielką, jeśli w ogóle, ilością pożywienia czy wody.

9 czerwca 1943 roku mój ojciec był jednym ze około 150 Amerykańskich oficerów, którzy wysiedli z ciemnego bydlęcego wagonu mrużąc oczy od słonecznego światła. Stojąc na tych samych torach, ogarniałam wzrokiem bezkresny płaski krajobraz otaczających pożółkłych pól i kolejowych podkładów.

Słowa mojego przewodnika przerwały letarg: „Z tego miejsca maszerowali do obozu, niewiele ponad milę stąd, ale czasem niektórzy byli w tak złej kondycji, że zabierało to niemal trzy godziny”.

Zamarłam: czy był przerażony? Czy mógł być jednym z tych w złym stanie. Miałam tylko nadzieję, że choćby z tego względu, że do obozu przyjechał w czerwcu, było mu dużo cieplej, niż nam tego szarego mroźnego styczniowego dnia.

Opuszczając teren dworca zatrzymaliśmy się obok nieczynnej od dawna szubińskiej wieży ciśnień. Chociaż jej ściany do wysokości niemal 20 stóp oplatały uschnięte winorośle, nie mogłam wyjść podziwu dla precyzji muru wykonanego z cegieł, zaokrąglonych łuków i okrągłych okien.

Nad jednym z okien był wyblakły biały prostokąt i napisana pogrubionymi czarnymi literami nazwa "Szubin".

“Spójrz uważniej”.

Pamiątka czasów okupacji niemieckiej na Szubińskiej wieży ciśnień.

Pod napisem "Szubin" przebijał się wyblakły inny napis – "Altburgund", niemiecka nazwa, którą nadali naziści w 1939 roku przejętemu miastu. Znów zamarłam i poczułam głęboki chłód. Litery te wciąż przebijają się jako ważne przypomnienie minionych czasów.

Zwiedzając miasto i Muzeum Ziemi Szubińskiej spędziliśmy wspólnie sześć godzin, po czym na terenie byłego obozu dołączył do nas Dyrektor Zakładu Poprawczego, Pan Wiesław Guziński.

Ten dzień spędzony w Szubinie odmienił moje życie.

 
Z Wiesławem Guzińskim i Mariuszem Winieckim, Szubin, styczeń 2015 i wrzesień 2017.

Od tego czasu, przeczytałam każdy z 342 listów znalezionych w kufrze, rozmawiałam z tymi, którzy te listy pisali albo z ich potomkami. Przeczesałam stronę internetową Stowarzyszenia Oflag 64 i miałam szczęście przeprowadzić rozmowy z kilkoma byłymi jeńcami oraz ich potomkami.

Odwiedziłam liczne archiwa i muzea, zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Polsce. Na kanwie tych listów piszę książkę o życiu mojego ojca w niewoli – życiu, którego nigdy w pełni nie ujawnił – oraz o tym, jak to życie ukształtowało go i wpłynęło na to, jaką był głową naszej rodziny.

Badanie zawartości kufra było naprawdę pasjonujące, ale nic nie może się równać dosłownie z podróżą śladami mojego ojca. W 2017 roku wróciłam do Polski na dwa tygodnie.

Przyjazna i kompetentna sieć kierowała mną we właściwych kierunkach: Marek Łazarz w Muzeum Obozów Jenieckich z Żaganiu, Miłosz Stroński i Arkadiusz Maciejewski z Muzeum Uzbrojenia w Poznaniu, i Rafał Górecki, dowódca Grupy Rekonstrukcji Historycznej „Green Light”. Przewodnicy Ci przybliżyli mi zarówno trudności jakich doświadczali jeńcy oraz cywile w okupowanej Polsce, jak i ich zaradność w pokonywaniu tych trudności. Dbałość o dokładność historyczną nie ustępowała zaraźliwej pasji, którą się hojnie dzielili.

Jednym z pierwszych przystanków był Poznań, tętniące życiem miasto leżące około siedemdziesięciu mil na południowy zachód od Szubina. Mój ojciec odwiedzał „Posen” (jak nazywali go Niemcy) wiele razy towarzysząc innym jeńcom w drodze do szpitala jako tłumacz. Podróżowali oczywiście pod eskortą uzbrojonego strażnika.

Jego wizyta w Poznaniu, która szczególnie mnie interesowała, miała miejsce 12 lipca 1944 roku. Kiedy mój ojciec oraz jego towarzysze niewoli w Oflagu 64, George Durgin, John Rathbone i Patrick Teel, wyszli z dworca kolejowego, usłyszeli od ich strażnika, Gefreitera Arthura Schimmela wskazującego jego karabinem na rynsztok: ”Idziecie tędy rynsztokiem, nie chodnikiem. Takie mam rozkazy od Hauptmana Mennera”.

Mój ojciec odpowiedział mu: „Byłem w Poznaniu wiele razy i nigdy nie słyszałem o takim rozkazie”.

W ten sposób wszczął kłótnię ze strażnikiem Armii Trzeciej Rzeszy.

Podporucznik Seymour Bolten, jeniec Oflagu 64, styczeń 1944.

We wrześniowe popołudnie 2017 roku, stojąc pod współczesnym dworcem kolejowym w Poznaniu odnalazłam fragment bruku i przedwojenne schody. Wyobraziłam sobie tłum, który zaczął się gromadzić widząc młodych Amerykanów stawiających się wzburzonemu Schimmelowi. Myślałam też o późniejszym zeznaniu Schimmela, w którym oświadczył, że “Bolten był wyraźnie podekscytowany”. Założę się, że był.

W wyniku tego incydentu został postawiony przed Sąd Wojskowy i rozprawa odbyła się dwa miesiące później w Gnieźnie.

Strażnicy SS, z opaskami ze swastyką na ramieniu, torowali w Gnieźnie drogę starając się utrzymać przechodniów w bezpiecznej odległości. Z dworca kolejowego, przez malowniczy plac w mieście prowadzili „niebezpiecznych” jeńców w kierunku bram trzynastowiecznego klasztoru Franciszkanów. Amerykanie spędzili straszną noc przed procesem w murach okupowanego przez nazistów sanktuarium.

Wspólnie z Mariuszem odwiedziłam klasztor w Gnieźnie. Mnich Franciszkański przywitał nas w bramie i poprowadził do świeżo odmalowanego na biało przedsionka z niskim romańskim sklepieniem. Był bardzo gościnny, ale nie omieszkał nadmienić, że rzadko pozwalają odwiedzać to miejsce, w szczególności, jeśli  wśród odwiedzających są kobiety. Wyraziłam swoją wdzięczność.

https://www.instagram.com/p/BY_nJaHAAMC/
 Zbiory XVI wiecznych ksiąg w Klasztorze Franciszkanów.

Skinął głową i poprosił, żebym opisała pokoje, w którym spali jeńcy. Na podstawie zapisków Clarence’a Fergusona i Lu Wilcoxa, jeńców prawników, którzy im towarzyszyli, powiedziałam mu, że pokoje te były połączone oraz opisałam widok z okna na drugim piętrze.

Mnich ponownie skinął głową i skierował swoje kroki w kierunku szerokich, spiralnych drewnianych schodów.

Podążyliśmy za nim. Jedynym dźwiękiem, jaki nam towarzyszył, był stukot moich butów o podłogę z ciemnych szerokich desek. Myślałam o mężczyznach, którzy wchodzili po tych schodach w 1944 roku i zastanawiałam się jaki dźwięk mogły wydawać ich zużyte sznurowane buty odbijając się echem po tych pomieszczeniach. Starałam się iść ciszej.

Gdy dotarliśmy na górę schodów, wiedziałam, że jesteśmy we właściwym miejscu. W kąciku na końcu korytarza, znienawidzony w Oflagu 64 Hauptman Zimmerman, na małym drewnianym krześle posadził strażnika, który miał czuwać przez całą noc. Pokój miał rząd wysokich okien wychodzących na wewnętrzny dziedziniec budynku. Stanęłam bliżej parapetu i podobnie jak oczom jeńców ukazał się trawiasty krużganek, gdzie onegdaj strażnicy SS stali z wycelowanymi w okna na drugim piętrze karabinami z bagnetami.

Nasza wycieczka zakończyła się na dole, przy wąskich drewnianych podwójnych drzwiach prowadzących na zewnętrzny dziedziniec. Mnich wyjaśnił, że 1944 roku od tej strony wchodziło się do klasztoru.

Wtrącił: „To tymi drzwiami twój ojciec wszedł do klasztoru i tędy go opuścił”.

Drzwi wyglądały na wystarczająco szerokie, żeby przepchnął się przez nie jeden jeniec z blaszaną miską i menażką brzęczącymi o siebie z wnętrza jego chlebaka i zwiniętym płóciennym śpiworem wetkniętym pod ramię.

Po kilku minutach podziękowaliśmy naszemu gospodarzowi i skierowaliśmy kroki do naszego następnego przystanku, stojącego obok o przecznicę dalej.

Zatrzymaliśmy się przed budynkiem sądu, gdzie jesienią 1944 roku Polowy Sąd Wojskowy Oddział 192 Trybunału Ludowego prowadził rozprawę sodową, w której oskarżonymi byli jeńcy Oflagu 64. Niemcy zbudowali ten wielki budynek w celu zastraszenia ludności, pokazania swojej dominacji – jego ozdobna fasada z ciemnej cegły zajmowała całą długość bloku, a pięć pięter olbrzymich łukowych okien spoglądało na chodnik.

Pomyślałam o liście ojca wysłanym do domu później tego samego tygodnia, w którym odbył się proces: „… trafiłem na dywanik za to, że byłem niegrzecznym chłopcem. Przypomnij, żebym o tym opowiedział.”

Dwa dni po wizycie w Gnieźnie, odwiedziłam Szubin i w końcu spotkałam inne „dzieci jeńców” z którymi do tej pory komunikowałam się tylko na odległość. W grupie tej był David Weinstein, bratanek byłego jeńca Leonarda Feldmana, który przyjechał tam, żeby kręcić film dokumentalny o doświadczeniach jego wuja.

Podczas popołudniowych zdjęć do filmu Davida, spędziłam czas z Markiem Kapsą, wnukiem innego szubinianka, Józefa Kapsy. We wrześniu 1939 roku hitlerowcy skonfiskowali jego dom rodzinny oraz drukarnię. On sam został wysiedlony do Generalnej Guberni, a w jego drukarni zainstalował się Willie Kricks – Niemiec, który wraz żoną prowadził tę drukarnię. Ostatecznie Kricks został też strażnikiem w Oflagu 64.

 Z Markiem Kapsą, wrzesień 2017.

Jesienią 1943 roku, Kricks wdał się w rozmowę z jeńcem i byłym reporterem „The Washington Post”, Frankiem Diggs’em. Usłyszawszy o drukarni Diggs wpadł na pomysł wydawania w obozie comiesięcznej gazety, „The Oflag 64 Item”.

Raz w miesiącu, począwszy od października 1943 roku, mój ojciec, Diggs oraz uzbrojony strażnik wychodząc przez kratową bramę Oflagu 64, skręcali w lewo w ulicę, której nazwę Niemcy zmienili na Adolf Hitler Strasse, po czym skręcali w prawo w wąską kręta drogę. Na miejscu w parterowej ceglanej drukarni Diggs rozplanowywał zatwierdzone przez cenzora teksty na roboczej stronie „The Item”. Mój ojciec natomiast stał obok i tłumaczył instrukcję dot. składu zecerskiego na język niemiecki. Ponad 70 lat później, miałam zaszczyt dzięki uprzejmości Marka Kapsy odwiedzić to samo miejsce.

Później tego samego popołudnia, przed Barakiem #9 w Oflagu 64, przyglądaliśmy się rekonstruktorom z Grupy Rekonstrukcji Historycznej „Green Light” przygotowującym się do wydarzenia pt.: „Żywa Lekcja Historii Oflagu 64”. Odziani w mundury w kolorze khaki i szaro zielonym, które znałam dotąd tylko z fotografii, ożywili obóz. Częstowali nawet ciężkim jak cegła niemieckim ciemnym chlebem upieczonym z trocinami według oryginalnego przepisu. (Mam nadzieję, że nie obrażą się, jeśli powiem, że w najlepszym razie, był bez smaku).

Z Rafałem Góreckim, wrzesień 2017.

Z ekranu mojego laptopa pokazałam rekonstruktorom zdjęcia znalezione w kufrze. Natychmiast wyciągnęli ze swoich pudeł z wyposażeniem takie same płaszcze i buty, w które byli ubrani na zdjęciach jeńcy Oflagu 64. Opisywali w szczegółach jak zmieniało się wyposażenie poszczególnych elementów umundurowania, jego zalety i wady, użyteczność i trwałość.

Ci młodzi ubrani w wojskowe płaszcze ludzie, byli w tym samym wieku, co mój ojciec, kiedy został jeńcem. Przez dwa następne dni za każdym razem, gdy tylko ktoś w „kurtce mojego ojca” (M41, teraz już wiem) pojawił się w zasięgu mojego wzroku, robiłam podwójne zdjęcie.

Następnego dnia, kilkaset osób przybyło na “Dzień w Oflagu 64”. Trzydziestu pięciu polskich rekonstruktorów – brytyjscy lotnicy, rosyjscy ordynansi i amerykańscy oficerowie – odtworzyło wydarzenia z prawie sześcioletniego okresu działania obozu.

28 stycznia 1945 roku Rosjanie “wyzwolili” jeńców obozu Oflagu 64. Mój ojciec spakował setki dokumentów, na których uwiecznił ostatnie dwa lata swojego życia w niewoli. Wyobrażam sobie jak uniósł je przez ramię w wysokiej okrągłej torbie, jakie nosili rekonstruktorzy. Wlókł te dokumenty ze sobą przez ponad trzy tysiące mil trwającej ponad dwa i pół miesiąca podróży: samochodem do Międzynarodowego obozu dla byłych jeńców alianckich w Rembertowie, pociągiem do Odessy, skąd statkiem przepłynął do Egiptu.

Moje ostatnie wspólne zdjęcie z tatą, czerwiec 1983.

Przez resztę swego życia trzymał tę kolekcję przy sobie gdziekolwiek się przenosił, i w końcu stała się bezcennym skarbem dla nas. Jestem wdzięczna, że przechował ten cenny ładunek, jego kapsułę czasu, kronikę jego doświadczeń, o których nie wolno zapomnieć.

Źródła:
  • Diggs, Frank. Americans Behind the Barbed Wire. Vandamere Press, 2000.
  • Ferguson, Clarence. Kriegsgefangener (Prisoner of War). Texian Press, 1983.
  • Wilcox, Lu. “Life in Prisoner of War Camp.” Oflag64.us/capture-and-camp-life.html.
  • “Notes Pertaining to the Trial of Bolten, Durgin, Rathbone, Teel,” 1944-1945; Box 31; War Crimes Division, Records of the Office of the Judge Advocate General, Record Group 153; National Archives & Records Administration, College Park, Maryland.
  • Podziękowania dla Julie Gionfriddo, córki byłego jeńca Jacka Rathbone'a oraz Debby Churchman, córki byłego jeńca J. Franka Diggsa.

© 2017 Susanna Bolten Connaughton
Copyright © for the Polish translation by Mariusz Winiecki

3 lis 2017

My Father's POW Experience: Following His Trail through Poland

by Susanna Bolten Connaughton

 
2nd Lieutenant Seymour Bolten, 1942.

Decades after my father, 2nd Lieutenant Seymour Bolten, passed away, I discovered a drab green trunk buried in my parents’ garage. It turned out to be a treasure chest.

Many of the readers of this blog are familiar with its gems: KriegyPost letters, tiny paper journals, and black and white photos of POWs – posed on the steps of the Hospital Building wearing buttoned-up military coats, or arranged on the stage of the Little Theater of Szubin, wearing ingenious costumes made from scraps.

My father had packed the trunk to capacity. Typical of him, he had organized the papers into rubber-banded bundles and larger envelopes. The paper overwhelmed me: I moved the trunk aside for a quieter moment.

Treasures hidden in my father's trunk.

The quieter moment came another decade later, in January 2015, when I was given the opportunity to visit Poland with the U.S. Holocaust Memorial Museum. I had never been to Poland and I wondered if there was anything left to see at the site of Oflag 64, a place I had only heard mentioned a few times in my childhood.

I discovered the informative Oflag 64 Association website, and emailed its resourceful creator, Elodie Caldwell. She e-introduced me to Mariusz Winiecki, Szubin’s Oflag 64 expert. His first line to me was “Yes, I can provide you guidance.”

I had no idea of the journey that was about to begin.

That afternoon, I dragged the trunk into our dining room, and gingerly laid out the papers onto every flat service available. I sat down, took a deep breath, and started to read the time capsule that my father had packed away seventy years ago.

Like many POWs, my father, who we all called “Noog,” (pronounced n-oog, and that’s another story) rarely spoke of his time in captivity. If he did, it was nonchalantly (ME: How were you captured? NOOG: Oh, they just came up over the hill waving a flag, and told us we were captured.)

So, in the two weeks that I had to prepare for my visit to Szubin, the trunk and I began to piece together his story.

When my father enlisted in the U.S. Army, he was 21-years old, the American-born, college-educated son of illiterate Russian Jewish immigrants. He was one of the first to arrive at Oflag 64, and one of the last to depart. (In civilian life, this pattern was how my father attended most events and parties.)

 
2nd Lieutenant Seymour Bolten, Kriegy #1477, November 1943.

While a POW, my father kept every letter he received, wrote out tiny copies of every letter he sent, and kept a detailed account of his mail and packages. He used a separate light blue journal to chronicle where he had been and when – from the battles in North Africa, to Oflag 64, and on to Rembertów and Odessa.

In the same journal, he practiced his Russian – a pursuit the Germans had forbidden the POWs.

He followed the orders of their Senior American Officer, Colonel Thomas Drake, for the healthy POW life of an officer: he stayed busy, neat, and dignified. He worked on the two camp newspapers, contributed to the Security Committee, sang tenor in the Glee Club, and was a camp translator.

My two weeks with the trunk flew by, and at the end of January 2015, I was in front of the abandoned Szubin train station, meeting Mariusz for the first time. As we stood on the spot where the POWs had arrived, he described their three-day journey: squeezed into a locked boxcar, sharing a bucket for a latrine, and little, if any, food or water. When they arrived at the station, many were suffering from dysentery, and none of them knew what conditions awaited them next.

On June 9, 1943, my father was among the one-hundred-fifty American POWs who piled out of a dark cattle car and squinted at the sunlight. Standing on the same train tracks, I stared across the flat, boundless landscape of yellowed fields and railroad ties.

Mariusz interrupted my trance, “They walked from here to the camp. The distance is a little more than a mile, though some of them were in such bad shape, it took them three hours to make it to the Camp.”

I was transfixed: was Noog scared? Was he one of the ones in bad shape? I hoped that because he had arrived in June, that it might have been warmer than it was on this grey, freezing January day.

On our way out of the train yard, we stood under the long-abandoned Szubin water tower. Though a twenty-foot mass of dead vines hung out of one of the windows, I could not help but admire the detailed brick work of the rounded arches and circular windows.

Above one of the windows was a faded white rectangle and the word “Szubin” printed in bold black letters.

“Look more closely.”

Reminder of Nazi-occupation times on Szubin water tower.

Underneath “Szubin,” ghosted a faded “Altburgund,” the German name that the Nazis had given to this town when they took control in 1939. Again, I stood transfixed. I felt a deep chill. The letters still echo at us as an important reminder.

The two of us spent another six hours together, touring the town, the Muzeum Ziemi Szubińskiej, and then joined by Wiesław Guziński, head of the MOAS Reform School, the Oflag 64 camp site. That
day in Szubin changed my life.

 
With Wiesław Guziński and Mariusz Winiecki, Szubin, January 2015 and September 2017.

Since then, I’ve read every one of the trunk’s 342 letters and spoken with the letter-writers or their children. I’ve combed through the Oflag 64 Association website, and had the good fortune to interview a few of the ex-Kriegies and many of their gracious descendants. I’ve visited archives and museums, across the U.S. and Poland. Using the letters as my framework, I am writing a book about my father’s life as a POW – the life he never fully disclosed – and how that life shaped him, and the way he led our family.

The research has been interesting, but nothing compares with literally following my father’s trail as told to me by the trunk. I returned to Poland in September 2017 for a two-week journey.

A welcoming and knowledgeable network steered me in the right directions: Marek Łazarz at the POW Camps Museum in Żagan, Miłosz Stroński and Arkadiusz Maciejewski at the Arms Museum in Poznań, and Rafał Górecki, the leader of Green Lights Historical Reenactment Group. These guides brought to life the challenges and resourcefulness of the POWs and of the citizens of occupied Poland. Their attention to historical detail only rivaled the infectious passion they generously shared.

One of the first stops of my trip was Poznań, a vibrant city about seventy miles southwest of Szubin. My father had visited “Posen” (as the Germans had renamed it) many times as a translator, accompanying other POWs on hospital visits. Escorted by an armed guard, of course.

The visit in which I was interested was the one on July 12, 1944. My dad and fellow Kriegies, George Durgin, John Rathbone, and Patrick Teel, had just stepped out of the train station, when their guard, Gefreiter (Corporal) Arthur Schimmel, pointed his rifle at the gutter: “You walk here in the gutter, not on the sidewalk. I have orders from Hauptman Menner.”

My father responded, “I’ve been to Posen many times, and I have never been given that order.”

The Argument with a Guard of the Third Reich had begun.

2nd Lieutenant Seymour Bolten, POW of Oflag 64, January 1944.

On a September afternoon in 2017, I stood under the now modern Poznań train station, and found the cobblestones and restored pre-war staircase. I imagined the small crowd gathering as the young Americans refused to relent to the flustered Schimmel. I thought of Schimmel’s later account of the incident, in which he had declared, “Bolten became quite excited.” I bet he did.

The resulting court-martial, was held two months later in the town of Gniezno.

SS guards, wearing the swastika armbands, cleared the Gniezno streets of all traffic and held pedestrians back at safe distance. They marched the “dangerous” POWs from the train station, across the picturesque town square, and through the gates of the town’s 13th century monastery. The Americans spent a harrowing pre-trial night inside this Nazi-occupied sanctuary.

In September 2017, Mariusz and I visited the monastery in Gniezno. A robed Franciscan monk met us at the gate, and led us in to a freshly painted, white vestibule with low, sloping Romanesque ceilings. He was hospitable, but made clear that they rarely gave tours, and especially tours that included women. I conveyed my gratitude.

https://www.instagram.com/p/BY_nJaHAAMC/
 Library for the Franciscan Monastery's collection of 16th century books.

He nodded once, and asked me to describe the rooms in which the POWs had slept. Based on the accounts written by POW lawyers Clarence Ferguson and Lu Wilcox, I told him that the rooms were adjoining, and I described the view from their second story window.

Again, the monk gave one nod. He glided up the wide and spiraling wooden staircase.
We followed. My boots clopped on the dark wide-planked floors, making the only sound around
us. I thought of the men who had climbed these stairs in 1944, and their worn out, laced-up boots
echoing through these halls. I walked more quietly.

At the landing at the top of the stairs, I knew we were in the right place. In the nook at the end of the hallway, Oflag 64’s detested Hauptman Zimmerman had sat guard all night in a small wooden chair. Inside the room, the row of tall windows looked down into a courtyard. I stood close to the sill – just as the prisoners had – and viewed a grassy cloister, where SS guards had once stood with bayoneted rifles trained on the windows of the second floor.

Our tour ended downstairs at a set of narrow wooden double doors and a serene entry yard. The monk explained that in 1944 this was the doorway for the monastery.

He tossed in, “This is where your father entered and exited.”

The doorway looked just wide enough to shove through one POW at a time, his tin bowl
and canteen clanking against each other from inside his musette bag, his rolled canvas bedsack
tucked under his arm.

After a few more minutes, we thanked our host, and walked to our next stop, a convenient one block away.

We stood before the courthouse where the “Field Court Martial Division Number 192 of the People’s Court of Germany” conducted their trials. The Germans had designed the grand building to intimidate – its ornate, dark brick façade took up the length of the entire block, and five floors of enormous arched windows glared down at the sidewalk.

I thought of my father’s letter home later that week: “…right now I am on the carpet for being a bad boy. Remind me to tell you about it.”

Two days after Gniezno, I was in Szubin, and finally meeting the other fellow “Kriegy Kids” with whom I’d only communicated remotely. The group included David Weinstein, ex-Kriegy Leonard Feldman’s nephew, who was there to film his documentary about his uncle’s experience.

During an afternoon of David’s filming, I spent time with Marek Kapsa, the grandson of Szubinite, Jósef Kapsa. You may recall from this site’s blog post, that in 1939, the Nazis had confiscated the Kapsa family’s home and print shop. They sent Jósef to a labor camp, and installed German Willie Kricks and his wife to run the shop. Eventually, Kricks became a guard at Oflag 64.

 With Marek Kapsa, September 2017.

In the Fall of 1943, Kricks fell in to conversation with POW and former Washington Post reporter, J. Frank Diggs. Hearing about the print shop gave Diggs the idea to found the monthly camp newspaper, The Oflag 64 Item.

Once a month, beginning in October 1943, my father, Diggs, and an armed guard, walked through Oflag 64’s trellised wooden gates, turned left on the renamed Adolf Hitler Strasse, and turned right, down a narrow winding road. Once inside the one-story brick home and print shop, Diggs spread out the (censor-approved geprüft) draft pages of The Item. My father stood alongside and translated Diggs’ typesetting instructions into German.

More than seventy years later, I had the honor to be hosted by Marek Kapsa in that very same yard. How pleased Jósef Kapsa and Seymour Bolten would have been to know who stood there together that day.

Later that afternoon, in front of Barrack #9 at Oflag 64, we watched the Green Lights Historical re-enactors set up for the camp’s first Living History event, “A Day at Oflag 64.” Wearing the khaki and the drab green wool I’d only seen in photographs, they brought the camp to life. They even passed around slices of the heavy-as-a-brick German black bread made from the original recipe, sawdust included. (I hope my hosts will not be offended if I say that, at best, it was tasteless.)

With Rafał Górecki, September 2017.

From my laptop, I showed the re-enactors the POW photos from the trunk. They dug into their boxes of equipment and pulled out the coats and boots that the men of Oflag 64 were wearing in the photos. They described the evolution of each article, its pros and cons of utility and durability.

They put on the coats, these men who were about the same age as my father when he was a POW. For the next two days, I did a double take every time my father’s jacket (an M41, I now know) passed the corner of my eye.

The next day, a few hundred people arrived for “A Day at Oflag 64.” Thirty-Five Polish reenactors – British flyers, Russian orderlies, and American Army officers – portrayed the six-year span of the camp. The day left many powerful impressions, not least of which was hearing an original recording of the Oflag 64 Glee Club floating over the camp loudspeakers.

On January 28, 1945, the Russians “liberated” the POWs from Oflag 64. My father packed-up the hundreds of documents that chronicled his life of the past two years. I imagine he hoisted it over his shoulder in one of the tall, cylindrical canvas duffle bags that the reenactors had carried. He hauled these papers with him on his three-thousand mile, two-and-a-half-month journey: trucked to Rembertów refugee camp, sent by box car to Odessa, and then transported aboard ship to Egypt.

Last photo with my father, June 1983.

For the rest of his life, he kept the collection with him wherever he went, and eventually, it became a priceless gift to all of us. I am grateful that he held on to this precious cargo, his time capsule, the chronical of an experience that would not and should not be forgotten.

Sources:
  • Diggs, Frank. Americans Behind the Barbed Wire. Vandamere Press, 2000.
  • Ferguson, Clarence. Kriegsgefangener (Prisoner of War). Texian Press, 1983.
  • Wilcox, Lu. “Life in Prisoner of War Camp.” Oflag64.us/capture-and-camp-life.html.
  • “Notes Pertaining to the Trial of Bolten, Durgin, Rathbone, Teel,” 1944-1945; Box 31; War Crimes Division, Records of the Office of the Judge Advocate General, Record Group 153; National Archives & Records Administration, College Park, Maryland.
  • Thanks to Julie Gionfriddo, daughter of ex-Kriegie Jack Rathbone, and Debby Churchman, daughter of ex-Kriegie J. Frank Diggs.

© 2017 Susanna Bolten Connaughton

14 paź 2017

Oflag 64. Żywa lekcja historii


9 paź 2017

Komentarz Wilbura Sharpe' a, jeńca numer 1573, odczytany podczas wydarzenia ‘Żywa historia Oflagu 64’

Pozdrowienia od byłego jeńca Wilbura Sharpe'a (więźnia numer 1573). Dziękuję wszystkim zgromadzonym dzisiaj dla upamiętnienia bardzo ważnego okresu w życiu tych z nas więzionych podczas II Wojny Światowej w Oflagu 64. Wspaniale jest dowiedzieć się, że jesteście zainteresowani utrwaleniem tej historii w swojej  społeczności. Wraz z żoną będziemy z Wami duchem, ponieważ w wieku 95 lat tak dalekie podróżowanie nie jest zbyt roztropne. Jestem wdzięczny mojej córce, zięciowi oraz wnuczce, za ich uczestnictwo wydarzeniach związanych z rekonstrukcją.
 
Wilbur Sharpe z córką Cynthią przed Pomnikiem II Wojny Światowej w Waszyngtonie, czerwiec 2017.

Prawie 6 lat temu otrzymałem listę 65 pytań dotyczących okresu mojej niewoli w Oflagu 64 od młodego człowieka o nazwisku Mariusz Winiecki. Zdziwiło mnie jego zainteresowanie, ale z pomocą rodziny odpowiadałem na pytania i trwa to po dziś dzień. Później dowiedziałem się, że Mariusz wysłał podobnych pytań do wielu jeszcze żyjących jeńców oraz ich rodzin i jestem przekonany, że w ten sposób rozpoczęły się jego obszerne badania i oddanie dzieleniu się historią Oflagu 64 nie tylko ze społecznością Szubina, ale i z całym światem. W imieniu wszystkich żyjący byłych jeńców oraz tych, którzy już odeszli, chciałbym powiedzieć, że jesteśmy dozgonnie wdzięczni jemu (i jego rodzinie) za dołączenie do naszej rodziny Oflagu 64 jako nasz orędownik. Chciałbym wyrazić także szacunek dla jego wysiłków w badaniu historii obozu oraz organizacji rekonstrukcji wydarzeń, które miały miejsce na tym terenie ponad 70 lat temu. 

Niektóre wspomnienia z Oflag64 są negatywne, ale są też i bardzo pozytywne. W szczególności moje i moich przyjaciół, Johna Scully oraz Earla Hoffmana, dotyczące ogromnej życzliwości, której doświadczyliśmy ze strony Polaków, zarówno w Szubinie, jak i gdy 21 stycznia 1945 r. zmuszono nas do marszu z obozu w kierunku Luckenwalde czy Hammelburga. Udzielali nam oni schronienia w swoich domach i stodołach podczas tych lodowatych nocy. Czasem spaliśmy blisko zwierząt by móc się ogrzać.

Dziewiątego dnia marszu nasza trójka nie stawiła się na apel i ukryliśmy się w stogu skoszonego siana zgromadzonego w stodole. Przerażeni Niemcy w obawie przed zbliżającymi się Rosjanami nie szukali nas zbyt dokładnie. Przyjaźni Polacy odnalazłszy naszą kryjówkę, nakarmili nas i udzielili nam schronienia do czasu przybycia wojsk marszałka Żukowa. Zapewne dzisiaj już bym nie żył, gdyby nie ich ochrona i życzliwość.

Cieszcie się dzisiejszym dniem i niech Bóg błogosławi każdemu z was!

6 paź 2017

The Former Kriegy Wilbur Sharpe (Prisoner #1573) remarks which were shared during Oflag 64 Living History event


Greetings from Former Kriegy Wilbur Sharpe (Prisoner #1573). Thank you to all those assembled today to commemorate a very significant time in the lives of those of us held at Oflag 64 during WW II.  It is thrilling to learn that you are interested in keeping history alive within your community.  My wife and I will be with you in spirit but at the age of 95, traveling such a distance is not wise. I am grateful to my daughter, son-in law and granddaughter for their participation in the Reenactment events.
 
Former Kriegy Wilbur Sharpe (Prisoner #1573) together with his daughter Cynthia. National World War II Memorial in Washington, D.C. USA, June 2017.

Almost 6 years ago, I received a list of 65 questions regarding my incarceration at Oflag 64 from a young man by the name of Mariusz Winiecki.  I was puzzled as to why he would be interested but with the help of my family, I answered the questions which continue to this day. Since then, I have learned that Mariusz sent questions to many living Kriegies/and their families and I believe this must have been the beginning of his exhaustive research and dedication to sharing the Oflag 64 story to not only this community of Szbin but to the world!  I know I speak for all Kriegies living and those who have passed that we are eternally grateful to Mariusz (and his family) for joining our Oflag 64 family as our advocate. We honor him for his efforts in researching and organizing the reenactment of highlights which transpired on these grounds over 70 years ago.

Some memories of Oflag64 experiences are negative but then there are some very positive; especially mine and my friends, John Scully and Earl Hoffman as we had a warm association with the Polish people both in Szubin and during our forced march from the camp on January 21, 1945 destinations beingLuckenwalde and/orHammelburg. We were comfortably housed by the Poles in homes and barns during the frigid nights; sometimes sleeping close to the animals for warmth.

On the 9th day of the march the three of us did not report for roll call and stayed in the hay mow of a barn. The frightened Germans did not extensively search for us as they were fearful of the advancing Russians.  Friendly Polish residents discovered our hiding place and provided us with warm milk and food and kept us safe as we waited for the advancing General Zukov’s troops to arrive. I would not be alive today without their protection and kindness.

Enjoy your day and may God bless each of you!

21 wrz 2017

Fotoreportaż z rekonstrukcji w Oflagu 64 / The Oflag 64 Re-enactment: a photo essay


Żywa historia Oflagu 64 / Living history - Oflag 64
16 września 2017 r. / September 16, 2017

Strona wydarzenia na FB / The event FB page

Rekonstruktorzy / Re-enactors:

 Pierwszy pokaz historyczny: „Przybycie jeńców” / The first historical show: “Arrival of American POWs”



Drugi z pokazów pt.: „Pijacka burda – geniusze podstępu” / The second historical show: “The Fake Drunk Party”




Trzeci główny pokaz historyczny: „Ucieczka brytyjskiego lotnika” / The third historical show: “The Escape of a British Aviator”




Życie za drutem kolczastym / Life behind the barbed wire








Próba obozowego Małego Teatru / The Little Theater rehersals for "Brother Orchid"


Jeńcy sowieccy / Soviet Prisoners of War


Plan lekcji na obozowej tablicy ogłoszeń oraz strona z "Codziennego Biuletyn" / The school schedule on buletin board and the "Daily Bulletin"


Wystawy plenerowa Muzeum Ziemi Szubińskiej / Open-air exhibitions

s
Rekwizyty / Props


Brytyjscy jeńcy i obozowa poczta / British prisoners of War & camp post office


Filmowcy z Pittsburgha kręcą film dokumentalny “Feldman, portret jeńca” / Filmmakers from Pittsburgh filming the reenactment for a US documentary entitled “Feldman, Portrait of a POW”
https://www.facebook.com/FeldmanPOWDoc



Potomkowie jeńców Oflagu 64 uczestniczący z rekonstrukcji, przedstawiciel Ambasady Stanów Zjednoczonych oraz organizatorzy / The descendants of the Oflag 64 Krieges attending the re-enactment, the US Embassy representative and organizers